Fundacja im. Bartka Kruczkowskiego

Menu

Pomóż fundacji!

Wpłacając darowiznę na konto Fundacji im. Bartka Kruczkowskiego możliwe jest jej odliczenie od podstawy opodatkowania jako darowiznę na cele statutowe.

Małgorzata Rudnik

Moja „przygoda” ze słodką chorobą, jaką jest cukrzyca typu I, zaczęła się 25 lat temu, kiedy to, jako 9 – letnie, wesołe i beztroskie dziecko, usłyszałam jednoznaczną diagnozę lekarską: cukrzyca typu I insulinozależna, niewyleczalna! Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co to dla mnie oznacza, ale niewyleczalna to zrozumiałam, że już na zawsze. No i po jakimś czasie okazało się, że te słowa oznaczały same nakazy, zakazy i ograniczenia. A najgorsze były zastrzyki z insuliną 5 razy dziennie i do tego ok. 8 razy badanie poziomu cukru we krwi. Świadomość, że to do końca życia była wtedy przerażająca. Jak to, ja mam tak żyć już zawsze? Życie napisało jednak inny scenariusz ….

Chorując na cukrzycę, nigdy nie pogodziłam się z tą chorobą. Zresztą była to bardzo chwiejna cukrzyca, ciężka do opanowania. Duże wahania poziomu cukru we krwi. Jako nastolatka często się buntowałam, nie chciałam robić insuliny albo badać poziomu cukru, jednak wiedziałam, że to donikąd nie prowadzi. Dlatego też po skończeniu studiów zaczęłam poszukiwać sposobu na pozbycie się jej z mojego życia. I tak w tych poszukiwaniach zainteresowałam się transplantologią. W jednym z kolorowych magazynów o zdrowiu przeczytałam na temat chirurgicznego leczenia cukrzycy typu I poprzez przeszczepienie wysp trzustkowych, które produkują właśnie insulinę (moja trzustka tego hormonu nie produkowała i dlatego też musiałam robić zastrzyki z insuliną). Starania o poddanie się temu sposobowi leczenia trwały kilka lat i zakończyły fiaskiem z różnych przyczyn. Ale dzięki tym staraniom w 2002 r. trafiłam pod opieką do wspaniałego lekarza Profesora Janusza Wyzgała ze Szpitala „Dzieciątka Jezus” w Warszawie. To właśnie Profesor, jako pierwszy w 2009 r. zaproponował mi do rozważenia możliwość przeszczepu samej trzustki, czego do tej pory w Polsce jeszcze nie robiono. Od 1988 r. są wykonywane przeszczepy nerki i trzustki chorym, u których cukrzyca spowodowała już niewydolność nerek. Dla tych osób przeszczep nerki jest ratunkiem dla ich życia, a przy okazji można dodatkowo, przeszczepiając trzustkę, pozbyć się cukrzycy.

W moim przypadku przeszczep samej trzustki miał zapobiec groźnym powikłaniom cukrzycy, takim jak właśnie niewydolność nerek, utrata wzroku, neuropatia itp. Decyzję o przeszczepie podjęłam bardzo szybko po przeanalizowaniu z Profesorem wszystkich za i przeciw. Dla mnie bilans ten wyszedł teoretycznie na plus, a praktycznie – to życie miało pokazać. Ogromne ryzyko, ale i zysk. Myślę, że wtedy byłam tak bardzo zmęczona chorobą i moja decyzja nie mogła być inna. Po 24 latach takiego życia warto było zaryzykować.

Moja kwalifikacja do przeszczepu trwała 1,5 roku. Pewnie krótko zważywszy na fakt, że to również dla lekarzy trudne wyzwanie. Bo jak się nie uda, to, co? Dla mnie ten czas to była wieczność. Bardzo ciężki czas. Na szczęście miałam wokół siebie bliskie osoby, które mnie wspierały w tym okresie. Ale udało się i 14 września 2010r. zostałam wpisana na aktywną listę Poltransplantu osób oczekujących na przeszczep trzustki. No i zaczęło się czekanie. Ciągle telefon pod ręką. Na szczęście był to też czas, w którym miałam dużo pracy zawodowej i innych obowiązków. Przez to skupiłam się na innych sprawach i oczekiwanie nie było tak trudne.

Telefon z informacją o narządzie dla mnie zadzwonił 21 października 2010r. po godz. 21. Bardzo mnie zaskoczył, bo miałam jeszcze tyle rzeczy do zrobienia. Od innych osób już po przeszczepach wiedziałam, że kilka razy można otrzymywać takie informacyjne telefony a po szczegółowych badaniach nie jest się odpowiednim biorcą. Tak więc po pierwszym telefonie położyłam się do łóżka z myślą, że pewnie to nie dla mnie narząd, tylko kogoś innego, że to jeszcze nie teraz. Myślami byłam też w pracy i co ja jutro muszę zrobić, z kim się spotkać, gdzie zadzwonić? Chciałam też jak najszybciej zasnąć, żeby być wyspana na kolejny dzień. Kilka minut po godzinie 24 zadzwonił telefon i wtedy już wiedziałam, co to dla mnie oznacza. Panika, ale i w pewnym sensie radość. Przecież od kilku lat wyobrażałam sobie tę chwilę. Czekałam na nią. Czułam strach, bo wielka niewiadoma, co będzie potem. Czy się uda? Setki pytań bez odpowiedzi. W szpitalu na badaniach i przygotowaniach do przeszczepu spędziłam całą noc. Noc pełną obaw i wątpliwości. Rano 22 października na obchodzie usłyszałam ostateczną decyzję o przeszczepie. Bałam się ja, a ze mną i Chirurdzy z Kliniki Chirurgii Ogólnej i Transplantacyjnej Szpitala „Dzieciątka Jezus” w Warszawie. Nikt z Nas tak naprawdę nie znał efektów tego przeszczepu. Pierwszy taki przeszczep w Polsce. Po godzinie 12 zawieziono mnie na salę operacyjną i tam zaraz zasnęłam. Obudziłam się, jak było ciemno, ale niewiele pamiętam, co się ze mną wtedy działo. Przez tydzień leżałam na Oddziale Intensywnej Opieki Chirurgicznej. Trochę powikłań się przytrafiło. Potem na kolejny tydzień przeniesiono mnie na Chirurgię Ogólną. Po 2 tygodniach wróciłam do domu pełna obaw i nadziei, jak to teraz będzie. Początki były trudne. Nie wiedziałam, co mi wolno, a czego nie. Denerwowało mnie to, że byłam taka słaba. Dla mnie wszystko działo się za wolno.

Jednak dość szybko doszłam do siebie. Po 7 tygodniach wróciłam do pracy i wszystkich innych obowiązków. Powoli uczyłam się innego życia. Dopiero (a może tak szybko) po 3 miesiącach od przeszczepu przestałam brać insulinę. Uczucie wolności. Swoboda. Życie bez ograniczeń, nakazów i zakazów. Bez zastrzyków i ciągłego monitorowania poziomu cukru, myślenia o dostosowaniu dawki insuliny do jedzenia w zależności od poziomu cukru. Nawet w marzeniach nie byłam w stanie sobie tego wyobrazić, bo nie pamiętałam swojego życia przed chorobą. Byłam zbyt mała, albo samoistnie wymazałam to z pamięci. Nauczyłam się żyć tylko i wyłącznie z cukrzycą. Najważniejsze jednak w tym wszystkim jest to, że nie myślę każdego dnia, w każdej godzinie i minucie o powikłaniach, jakie właśnie powoduje w moim organizmie cukrzyca. Są oczywiście inne problemy zdrowotne, ale powinny niedługo minąć.

Dzięki przeszczepowi trzustki dla mnie cukrzyca z początkowej diagnozy niewyleczalna stała się wyleczalna. Niemożliwe stało się możliwe dzięki woli dawcy i jego rodziny. Dostałam bezcenny prezent. Mam nadzieję, że jest już na zawsze. Jak zwykle życie samo napisze dalszy ciąg tej historii.

Używamy plików cookies Ta witryna korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności i plików Cookies .
Korzystanie z niniejszej witryny internetowej bez zmiany ustawień jest równoznaczne ze zgodą użytkownika na stosowanie plików Cookies. Zrozumiałem i akceptuję.
34 0.055178880691528